W Miami liczyliśmy na powtórkę z zeszłego roku, kiedy triumf święciła tu Agnieszka Radwańska. Tak się jednak nie stało. Będąca ostatnio w nieco słabszej formie najlepsza polska tenisistka pożegnała się z imprezą w półfinale, gdzie nie była w stanie dorównać ostatecznej zwyciężczyni całego turnieju – Serenie Williams. Możemy jednak zauważyć, że forma Agi wydaje się i tak stabilniejsza niż w zeszłych tygodniach. W zawodach wystąpiła także Ula Radwańska, która najpierw bez większych kłopotów wyeliminowała Niemkę, a następnie nie dała rady serbskiej piękności – Anie Ivanovic. To, na co fani najbardziej czekali, to finał. Spotkały się w nim ulubienica amerykańskich kibiców, młodsza z sióstr Williams, a także nie mniej lubiana, mieszkająca na Florydzie – Maria Szarapowa. Przed startem u bukmacherów nie można było zarobić na Amerykance, jednak pierwszy set wielu zaskoczył. Rosjanka nie potrafiła ugrać seta z Sereną od 2008 roku i w końcu się przełamała. Dwie najwyżej sklasyfikowane panie grały na równym, wysokim poziomie. Jedyne, co zawodziło to serwis. Szarapowa nie była w stanie zagrać ani jednego asa przez cały mecz, a Amerykanka obok sześciu asów, raziła tym razem 51% skutecznością pierwszego podania. Finał jednak mógł się podobać. W deblu ponownie mogliśmy oglądać Alicję Rosolską, której ponownie towarzyszyła Rumunka – Irina Camelia Begu. Po wyrównanym boju pierwszej rundy polsko – rumuński duet jednak pożegnał się z Miami.
U panów rozpocznijmy od gry podwójnej, w którym wystartowało – tak jak w Kalifornii – czterech Polaków. W I rundzie z późniejszymi zwycięzcami całego turnieju przegrali Jerzy Janowicz/Florian Mayer, a Łukasz Kubot i Serb Janko Tipsarević musieli uznać wyższość naszej eksportowej pary, Marcina Matkowskiego oraz Mariusza Fyrstenberga. Frytka i Matka, którym ewidentnie nie układało się w ostatnich zawodach dotarli w Key Biscane aż do finału. Tam lepszy okazał się „walec” pakistańsko-holenderski: Aisam Ul Haq-Qureshi/Jean-Julien Rojer. W najbardziej oczekiwanym starciu, czyli finale panów na kort wyszli Szkot – Andy Murray i Hiszpan – David Ferrer. Generalnie to nie był łatwy tydzień, a właściwie dwa, dla tenisisty z Walencji. Pierwsze pojedynki w wykonaniu „Małego Żołnierzyka” były jednostronne, ale od meczu ćwierćfinałowego zaczęły się bardzo strome schody. Najpierw ogromne kłopoty z Jurgenem Melzerem, a następnie ciężka przeprawa przez największą niespodziankę tej imprezy – Tommy’ego Haasa. Słowa wypowiedziane przez Niemca, trenującego na Florydzie: „wiek, się nie liczy” obiegły internet w błyskawicznym tempie i stały się maksymą zapewne dla wielu osób. Ostatni mecz nieco zaskoczył wszystkich, bo „Ferru” zaczął od prowadzenia 5:0 co po słabych początkach we wcześniejszych rundach wzbudziło zdumienie i zaciekawienie. Faworyzowany Brytyjczyk nie potrafił wygrać kilku piłek z rzędu i jeden break w końcówce nie wystarczył. Kolejne partie padły jednak łupem Murraya, który mógł dzięki temu cieszyć się z drugiego tytułu zdobytego w Miami i awansu na drugie miejsce w rankingu ATP.
Nie zabrakło kontrowersji. Mowa o meczu II rundy między Jerzym Janowiczem a Thomazem Belluccim. Zachowanie publiczności dopingującej Brazylijczyka odbiegało daleko od kanonów i standardów obowiązujących w białym sporcie. Każdy zepsuty serwis Jerzyka, każdy jego błąd kończyły się gromkimi brawami. Zachowanie to było na tyle bezczelne, że sam Kader Nouni (sędzia tego pojedynku), nie był w stanie zapanować nad kibicami. Do tego dochodziły gwizdy na łodzianina oraz obrzucanie śmieciami Kima Tiilikainena. Janowicz ostatecznie uległ Bellucciemu, jednak jak sam mówi: „obiecuję, że będę ciężko trenował, pracował i moja motywacja wzrośnie trzykrotnie”.
Z kolei Łukasz Kubot pożegnał się z turniejem już w II rundzie, gdzie poległ z Amerykaninem – Samem Querreyem. Wcześniej wygrał z Frankiem Danceviciem, jednak nadal odnosi się wrażenie, że Luki nie pokazuje pełni swoich możliwości.
Podsumowując te dwa tygodnie kalifornijsko-florydzkich zmagań powinniśmy być jak najbardziej zadowoleni. Dwa finały debla, półfinał singla Agnieszki, dobry występ Urszuli w pierwszym turnieju to na pewno nie są złe rezultaty.
Teraz polscy fani koncentrują swoją uwagę na dwóch wydarzeniach: Puchar Davisa w Zielonej Górze i zaraz potem kobiecy turniej w katowickim Spodku.