Nie będzie powtórki sprzed roku. Dwóch Polaków – Jerzy Janowicz i Łukasz Kubot nie zdołali pokonać swoich przeciwników i na III rundzie zakończyli swój występ w wielkoszlemowym turnieju Wimbledon.
23-latek z Łodzi w ubiegłym roku doszedł aż do półfinału turnieju rozgrywanego na trawiastych kortach Londynu. Jeszcze wcześniej, w ćwierćfinale, spotkał swojego rodaka – Łukasza Kubota, któremu nie dał szans, pokonując go w 3 setach. Wczoraj obaj panowie zostali pozbawieni marzeń o kolejnej rundzie Wimbledonu i wyrównaniu poprzedniego wyniku.
Aktualny 25. tenisista globu musiał pogratulować zwycięstwa Hiszpanowi Tommy’emu Robredo, który był bardzo blisko przechylenia szali zwycięstwa w tym pojedynku na swoją stronę. Hiszpan, bowiem, prowadził w setach 0:2, a o rozstrzygnięciu trzeciej partii decydował tie-break. W nim jednak Hiszpanowi zabrakło skuteczności by postawić kropkę nad „i”, więc set powędrował na konto młodego Polaka.
Janowicz, niesiony falą triumfu w poprzedniej partii, w 7. gemie 4. seta przełamał swojego rywala i doprowadził przewagę do końca. Po 36 minutach na tablicy wyników widniał wyrównany rezultat 2:2.
Znajdujący się o 3 pozycje wyżej w rankingu ATP od Janowicza tenisista z Hiszpanii, do decydującej partii przystąpił z większą koncentracją. Niewymuszone błędy Jerzyka sprawiły, że trzy pierwsze gemy padły łupem jego rywala. Polak nie zdążył już dogonić przeciwnika i po ponad trzygodzinnym meczu musiał pogratulować mu wiktorii.
Skuteczności zabrakło także Łukaszowi Kubotowi, który swój pojedynek o awans do IV rundy Wimbledonu przegrał z Kanadyjczykiem – Milosem Raoniciem.
Lubinianin rozegrał w przeciągu godziny i 50 minut dwa tie-breaki, lecz żaden z nich nie wpadł do kieszeni Polaka. W secie trzecim, oglądający doczekali się wreszcie pierwszego przełamania, którego autorem był Kanadyjczyk. Drugi break point przy stanie 5:2 powędrował również na konto Raonicia, przynosząc mu całkowite zwycięstwo nad naszym rodakiem.
Jerzy Janowicz – Tommy Robredo 2:6, 4:6, 7:6 (5), 6:4, 3:6
Łukasz Kubot – Milos Raonic 6:7 (2), 6:7 (4), 2:6